W Wielkiej Brytanii życie napisało ciekawy scenariusz
Podczas gdy kryzys paliwowy w Wielkiej Brytanii trwa w najlepsze, a tysiące kierowców codziennie rano objeżdża okolice w poszukiwaniu stacji benzynowych na której mogliby zatankować samochody, Borys Johnson na odbywającej się w Manchesterze czterodniowej konferencji Partii Pracy oskarża branże transportową o uzależnienie jej od taniej imigracji.
Od kilku dni na Wyspach trwa paliwowy armagedon i to nie tylko za sprawą wzrostu jego cen do najwyższego od kilku lat poziomu, ale całkowitego braku diesla czy “unleaded” w dystrybutorach mniejszych paliwowych graczy, jak i tych najważniejszych: Shella i BP.
Doszło do sytuacji, w której jedynym stacyjnym “pewniakiem” okazuje się być kawa z automatu.
Kiedy tydzień temu media podały informacje, że w związku z brakiem kierowców uprawnionych do przewozu paliw płynnych mogą wystąpić problemy z realizacją dostaw na stacje, Brytyjczycy masowo ruszyli w ich kierunku, ustawiając się w długich kolejkach.
Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, a poziom frustracji narastać, powodując tu i ówdzie wybuchy agresji kierowców, którzy rękoczynami postanowili rozładowywać wzrastające napięcie społeczne.
Już wieczorem w piątek 24 września obsługa stacji gasiła światła, ustawiając pachołki blokujące wjazd pod dystrybutory. Od tego dnia było już tylko gorzej, a zakup paliwa stał się prawdziwą loterią.
Dziś, kilka dni po tym jak zbiorniki paliwowe na niektórych stacjach wyschły niczym wody gruntowe Czechom wokół kopalni w Turowie, sytuacja uległa poprawie na tyle, że bezołowiowa czy diesel pojawiają się tam zamiennie, ale tylko na wybranych stacjach.
Od poniedziałku 4 października do akcji wkroczyło wojsko. Stu wojskowych kierowców ma zapewnić „tymczasowe” wsparcie i uruchomić regularne łańcuchy dostaw.
Johnson zapowiedział również przyznanie 5 tysiecy tymczasowych wiz dla zagranicznych kierowców ciężarówek, którzy mogliby przez okres kilku miesięcy wesprzeć brytyjski transport.
Szacunki mówią, że wraz z Brexitem Wielką Brytanię opuściło blisko 25 tysięcy kierowców, a branż na chwilę obecną potrzebuje ich około 100 tysięcy.
Niekonsekwencja rządu kłuje w oczy.
Z jednej strony słyszymy zapewnienia o uruchomieniu uproszczonego programu wizowego dla branży transportowej, z drugiej zaś Johnson nie powstrzymuje się od krytyki właścicieli firm transportowych oskarżając ich o zbytnie uzależnienie się od niskopłatnej imigracji.
Gdzie logika?
Albo Johnson zakłada, że pozyskani na krótki okres kierowcy z kontynentu otrzymają wynagrodzenie równorzędne z “widełkami” płacowymi kierowców brytyjskich, albo obserwujemy pierwsze, negatywne symptomy pobrexitowego programu zapraszania na Wyspy tylko pracowników wysoko wykwalifikowanych, wedlug wdrożonego kilka miesięcy temu systemu punktacji.
Jak widać zwolnienie wakatów i powrót na kontynent tysięcy pracowników transportowych, nie pobudziło zainteresowania tą branżą wśród samych Brytyjczyków, a problemy zdają się narastać.
W “kolejce” (to modne ostatnio na Wyspach słowo) po pracowników zaczęły ustawiać się kolejne branże.
O co raz większych problemach z ich pozyskaniem alarmują sklepy wielkopowierzchniowe, co może skutecznie sparaliżować ich przedświąteczne zaopatrzenie. Okazuje się również, że zaczyna brakować chętnych do pracy w takich miejscach jak fermy drobiu czy rzeźnie.
Cóż.
Trzeba liczyć na to, że dzięki wdrożonym przez rząd brytyjski zasadom wizowym już w krótkim czasie na Wyspy zjadą tysiące wysoko wykwalifikowanych magistrów zoologii, oraz tych z dyplomami MBA i zaradzą problemom brytyjskiej gospodarki.
Tymczasem blisko 10 tysięcy delegatów pierwszej poCOVIDowej konferencji partyjnej w Manchesterze pochyliło się nad stanem infrastruktury sportowej i wyasygnowalo 22 miliony funtów dla samorządów na renowację kortów tenisowych i 30 milionów funtów dla szkół w Anglii na naprawę obiektów sportowych.
Jak to mówią: ” w zdrowym ciele zdrowy duch”. Na szczęście Brytyjczycy ducha nie gaszą. Na razie gasną tylko światła na stacjach i w rzeźniach. Ale na Wyspach i tak, wciąż “everything is fine”☝️?