W największych brytyjskich portach lotniczych – w Londynie, Manchesterze, czy Birmingham, podróżni mogą spodziewać się poważnych utrudnień.
Odwołane czy opóźnione loty, długie kolejki do kontroli bezpieczeństwa, w skrajnych przypadkach nawet do terminali, długie oczekiwanie w lotniskowych restauracjach ( pod warunkiem ze są otwarte), to rzeczywistość, z jaką mierzą się pasażerowie podróżujący z brytyjskich lotnisk.
Wszystko z powodu braku pracowników.
W czasie pandemii, kiedy ruch lotniczy został mocno poturbowany, porty lotnicze redukowały liczbę personelu. W konsekwencji pracownicy obsługi zaczęli się przekwalifikować i szukać zatrudnienia w innych branżach.
Kiedy Wielka Brytania zniosła ograniczenia wprowadzone w czasie pandemii, a na lotniskach znów pojawili się pasażerowie, szybko okazało się, że braki kadrowe są potężne.
Brakuje osób do pracy przy kontroli bezpieczeństwa, pracowników obsługi płyty lotniska, ale także personelu lotniczego ( linie lotnicze w czasie pandemii także ograniczały koszty personale).
Mimo, iż zagrożenie pandemiczne jest znacznie mniejsze niż we wcześniejszych miesiącach, pracodawcy nadal borykają się ze sporą liczbą pracowników na zwoleniankach lekarskich.
Rekrutacja na lotnisko, to nie to samo co rekrutacja do pracy w magazynie, czy w restauracji.
Każdy, kto chce pracować na lotnisku, musi poddać się szczegółowej kontroli swojego życiorysu (tzw. background test) i uzyskać wymagany certyfikat bezpieczeństwa.
Jak donosiły ostatnio brytyjskie media, zdarzały się przypadki, że nawet pasażerowie po odprawie, czekający już na lot w samolocie finalnie nie odlecieli, bo lot został w ostatniej chwili odwołany.
W perspektywie zbliżających się wakacji sytuacja nie napawa optymizmem.
Jeśli do czynników wymienionych wyżej dodamy jeszcze zbliżający się także w branży lotniczej sezon urlopowy, to można się zastanawiać, czy pasażerowie wsiadając do samolotu nie będą zadawać pytania – czy leci z nami pilot…
