Po długiej i burzliwej kampanii wyborczej wybrano Prezydenta RP.
To było dziwne półrocze w polskiej polityce.
Kiedy rząd wprowadził obostrzenia dotyczące ochrony przez rozwojem epidemii koronawirusa, wszyscy zaczęli zastanawiać się, co z zaplanowanymi wyborami prezydenckimi w Polsce.
Opozycja oskarżyła rządzących o to, że nie zważając na bezpieczeństwo obywateli, za wszelką cenę dąży do przeprowadzenia głosowania. W odpowiedzi PiS zarzucił oponentom paraliżowanie i obstrukcje procesu wyborczego, motywowane słabymi wynikami Małgorzaty Kidawy- Błońskiej w przedwyborczych sondażach. I jedni i drudzy nie przebierali przy tym w słowach, podnosząc co raz bardziej ważkie argumenty. Atmosfera z Wiejskiej udzieliła się Polakom i skutecznie podzieliła obywateli, dzieląc kraj wg klucza: zwolennicy PiS-u i antyPiSu.
By uniknąć zarzutów o łamanie zasad demokratycznych wyborów, rząd wprowadził pod obrady Sejmu nowelizację ustawy, która dopuściła możliwość głosowania korespondencyjnego zarówno w kraju i za granicą, a Marszałek Sejmu Elżbieta Witek wyznaczyła termin pierwszej tury wyborów na 28 maja.
Najpierw doszło do bezprecedensowej w dziejach kampanii wyborczych w Polsce wymiany kandydata Koalicji Obywatelskiej. Małgorzatę Kidawę – Błońską zastąpił Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Przed głosowaniem wszyscy zgłoszeni kandydaci spotkali się w zorganizowanych przez telewizję publiczną dwóch rundach debaty przedwyborczej. I trzeba przyznać, że przynajmniej niektórzy z nich, byli ich prawdziwym objawieniem.
Ostatecznie w pierwszej turze udział wzięło 11 kandydatów. Przy frekwencji 64,5 procenta głosów oddanych przez uprawnionych, największą ich liczbę zdobyli urzędujący Prezydent Andrzej Duda (43,5%) oraz Rafał Trzaskowski ( 30,5%) i to oni przeszli do zaplanowanej na 12 lipca drugiej tury.
O ile nie był zaskoczeniem bardzo dobry wynik rozpychającego się pomiędzy PiS-em a opozycją Szymona Hołowni (13,9% oddanych głosów), to trzeba podkreślić bardzo dobry wynik Krzysztofa Bosaka (6,8%).
Największym przegranym zarówno kampanii jak i wyborów okazał się Robert Biedroń, który mimo wyrazistej kampanii i głoszenia radykalnych postulatów społecznych, zgromadził tylko 2,2 procenta głosów.
Pod wielkim znakiem zapytania stoją również dalsze losy przywództwa PSL-u. Wynik jego lidera Władysława Kosiniak- Kamysza (2,4%) wywołały pomruki niezadowolenia w strukturach partii.
Dwa tygodnie poprzedzające drugą turę wyborów, to prawdziwe tournee po kraju dwóch zwycięzców pierwszej tury i festiwal wzajemnych oskarżeń.
Trzaskowski najczęściej atakował Dudę z pozycji podporządkowania urzędu prezydenckiego woli prezesa Kaczyńskiego, Prezydent Duda wspierany zaś przez premiera Morawieckiego wytknął Trzaskowskiemu wszystkie możliwe błędy w zarządzaniu Warszawą i przypisał mu pełną odpowiedzialność za wcześniejsze, ośmioletnie rządy Platformy Obywatelskiej, ukazując je oczywiście w jak najgorszym świetle.
Były to również dwa tygodnie niekończących się obietnic i zapewnień prowadzenia Ojczyzny ku świetlanej przyszłości i to z obu stron barykady.
Ostatecznie w wyborach prezydenckich zwyciężył Andrzej Duda zdobywając nad Rafałem Trzaskowskim przewagę głosów stosunkiem 51 do 49 procent.
Zwolennicy Prezydenta Dudy przyjęli wynik z zadowoleniem, przeciwnicy patrzyli z niedowierzaniem jak niewiele zabrakło, by doszło do zmiany na stanowisku Głowy Państwa.
A opozycja? Nieco zszokowana wynikami w pierwszym powyborczym dniu, już wczoraj przystąpiła do ataku.
Wszystko wskazuje na to, że w dalszym ciągu będziemy obserwować bujanie nastrojami społecznymi w Polsce.
Wczorajsza konferencja prasowa, na której posłowie opozycji instruują społeczeństwo jak składać protesty wyborcze, udostępniając ku temu platformę internetową, dobitnie świadczy o tym, że mandat Prezydenta Dudy będzie jeszcze długo podważany.