Zadziwiające rzeczy dzieją się w polskiej polityce. Na sześć dni przed drugą turą wyborów prezydenckich, dwaj kandydaci Rafał Trzaskowski jak i Andrzej Duda spotkali się w debacie … sami z sobą.
Próby przeprowadzenia debaty prezydenckiej dwóch kandydatów, którzy w głosowaniu 24 czerwca uzyskali najwięcej głosów, podejmowane były niemal od razu po ogłoszeniu wyników pierwszej tury.
Najpierw z inicjatywą przeprowadzenia debaty wystąpiła telewizja Polsat, proponując telewizji publicznej oraz TVN udostępnienie sygnału, by mogła być ona obejrzana przez większą grupę odbiorców. Pomysł został odrzucony.
Kilka dni później w debacie na antenie TVN odmówił wzięcia udziału Prezydent Andrzej Duda, obawiając się większej przychylności dla kandydata opozycji ze strony dziennikarzy stacji, w trakcie programu na żywo.
Ostatecznie sztab Rafała Trzaskowskiego zorganizował tzw. debatę w Lesznie, gdzie obecny prezydent Warszawy udzielał odpowiedzi dziennikarzom kilku redakcji.
Prezydent Andrzej Duda odpowiadał na pytania mieszkańców miejscowości Końskie w województwie świętokrzyskim.
Nad tym, ile oba te wydarzenia miały wspólnego z debatami prezydenckimi, pewnie jeszcze długo będą głowić się politolodzy i znawcy mediów. Nie oceniając merytorycznej wartości wystąpień kandydatów, po wczorajszym wieczorze przedwyborczym wśród wielu obserwatorów pozostanie niesmak. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zachowanie obu sztabów, które nie doprowadziły do spotkania dwóch pretendentów do objęcia najważniejszego urzędu w państwie jest niestosowne i lekceważące wyborców.